0

Syria zapomniana? Jak polityka wewnętrzna i międzynarodowa opóźniła pomoc humanitarną

W nocy z niedzieli na poniedziałek (5/6 lutego) o godzinie 04:17 czasu lokalnego (w Polsce godzina 01:17) w południowej Turcji doszło do potężnego trzęsienia ziemi, odczuwalnego w wielu innych państwach Bliskiego Wschodu. Pierwszy wstrząs o magnitudzie 7,8 nie był jedynym, ponieważ później nastąpiły wstrząsy wtórne o podobnej oraz mniejszej wartości. Choć epicentrum miało miejsce niedaleko miejscowości Gaziantep, to skutki tego zdarzenia odczuwa też północna Syria, w której także doszło do katastrofy. W momencie publikacji tego tekstu potwierdzono, że zmarło już ponad 36 tysięcy osób w Turcji oraz w Syrii. Liczba rannych wynosi przekroczyła 70 tysięcy. Pod gruzami wciąż mogą znajdują się ludzie.

Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego

W obliczu tak ogromnej tragedii naturalne jest, że wiele państw ruszyło na pomoc. Warto odnotować fakt, że to nie tylko sojusznicy. Swoich ratowników wysłała między innymi Grecja, która od lat nie ma zbyt dobrych stosunków z Turcją. Również Szwecja jako jedna z pierwszych państw zadeklarowała pełne wsparcie. Utwierdza to w przekonaniu, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, a przysłowie to ma swoje odzwierciedlenie również w świecie stosunków międzynarodowych. Oczywiście istnieje prawdopodobieństwo, że za jakiś czas opadnie idea wsparcia i solidarności a niektórzy ponownie będą się między sobą spierać.

Choć oficjalne statystyki podają większą liczbę ofiar po stronie tureckiej, to należy mieć na uwadze szereg aspektów, który sprawia, że podawanie zgonów po stronie syryjskiej może być zaniżone. Docierają do nas również informacje, że Syryjczycy zmuszeni są do kopania masowych grobów. Może to dowodzić temu, jak ogromna jest skala tej tragedii, która nieoficjalnie mogła pochłonąć więcej ofiar. Problemem Syrii jest również dostęp do pomocy humanitarnej, a raczej jego brak. Niestety, nawet w obliczu tak ogromnej tragedii polityka bierze górę nad zwykłymi cywilami. Reżim Baszara al-Asada skutecznie oddala poszkodowanych Syryjczyków od pomocy międzynarodowej. Osoby poszkodowane na terenach kontrolowanych przez rząd mają większe szanse. Ofiary mieszkające na terenach kontrolowanych przez opozycję nie mają tyle szczęścia, a co gorsze jest ich więcej w obliczu tej katastrofy.

Wyniszczająca wojna Baszara

Syria od bardzo dawna ma olbrzymi problem z uzyskaniem wsparcia. Jest to pokłosie wojny domowej, która w 2011 roku nawiedziła ten rejon. Punktem zapalnym do rozpoczęcia powstania były autorytarne rządy Baszara al-Asada. Były to protesty wchodzące w skład tzw. Arabskiej Wiosny. Demonstracje Syryjczyków były krwawo tłumione przez władze. Według raportu Amnesty International zryw ten pochłonął ponad 250 tysięcy ofiar, a reżim al-Asada popełniał, oraz wciąż popełnia zbrodnie wojenne. Protesty były dla syryjskiego dyktatora idealnym pretekstem do bombardowań wiosek oraz eksterminacji mniejszości, a także aresztowań oponentów politycznych. Ponadto siły przewodniczącego partii Baas zostały wsparte przez wojska Putina, którego ogromnym interesem było osiągnięcie wpływów na Bliskim Wschodzie, w szczególności w państwach znajdujących się w konflikcie, bądź na skraju konfliktu, ze Stanami Zjednoczonymi i zachodem.

Skutki tej wyniszczającej wojny widzimy do dziś. Obecnie Syria podzielona jest na trzy części: obszary kontrolowane przez rząd, terytoria kurdyjskie oraz części rebelianckie. Wojnę najbardziej odczuwają obywatele z miejsc, gdzie kontrolę sprawuje opozycja. To tam znajduje się największy kryzys humanitarny, i to tam ucierpiało najwięcej ludzi podczas trzęsienia ziemi. Ostoją rebeliancką w tym regionie jest miasto Idlib, do którego dostęp początkowo blokowany był przez al-Asada, co miało katastrofalne skutki dla ofiar tego kataklizmu. Idlib wraz z Aleppo najbardziej ucierpiały podczas trzęsienia ziemi. Samo Aleppo już wiele przeszło podczas wojny domowej, a obecnie kontrolowane jest przez syryjski rząd. Idlib zaś jest jednym z najbardziej niedostępnych miejsc dla pomocy humanitarnej na Bliskim Wschodzie. Już przed trzęsieniem ziemi pomocy w tym regionie potrzebowało ponad 4 milionów obywateli. Aż ciężko sobie wyobrazić jak dużo osób potrzebuje pomocy po zdarzeniu z szóstego lutego. Żeby dostać się do miasta należy przekroczyć niewielkie przejście graniczne Bab al-Hawa na granicy z Turcją. Naturalnie zgodę na taki ruch musi wyrazić również Recep Tayyip Erdoğan. Poza tym miejscem nie ma, jak dostać się do potrzebujących w Idlibie. W mieście nie ma portu lotniczego. Najbliżej położone lotnisko znajduje się w Aleppo. Przez restrykcje rządu syryjskiego nie jest jednak możliwe, by tam wylądować a następnie dostać się do Idilbu.

Trzy dni po katastrofie konwoje humanitarne ONZ wreszcie wkroczyły na tereny rebelianckie. Po drogach przed trzęsieniem ziemi pozostały zgliszcza, co jeszcze bardziej opóźniło dostawy potrzebnej żywności oraz medykamentów. Te produkty, choć niewątpliwie potrzebne, wydają się być niczym bez większej ilości ratowników, którzy mogliby wydobywać spod gruzów uwięzionych ludzi. Organizacja Białe Hełmy raz za razem apeluje o pomoc oraz wysłanie większej liczby osób zdolnych do ratowania poszkodowanych. Do Turcji ruszyło wiele ekip ratunkowych z ponad 45-ciu państw. Do Syrii nie ruszył nikt. Z obawy na starcia między rządem a rebeliantami być może mało kto wyruszy. Nie ma więc wątpliwości co do tego, że sześć konwojów, które 9 lutego dotarły do północno-wschodniej Syrii to gest szczytny, ale niewystarczający.

Syria

Fot. REUTERS/Firas Makdesi

Sankcje oraz manipulacje największym przeciwnikiem Syryjczyków

Jest jeszcze jeden problem w temacie pomocy Syryjczykom, który znacząco spowolnił pomoc dla tego państwa. Trudność stanowiły sankcję nałożone na rząd Baszara al-Asada. USA próbowała w ten sposób wywrzeć presję na dyktatorze, by zaprzestał bombardowań ludności cywilnej na terenach niekontrolowanych. Al-Asad wydawał się być tym jednak niewzruszony i dalej kontynuował swoje zbrodnie wojenne, próbując w międzyczasie obarczyć winą Stany Zjednoczone, jakoby to one sprawiały, że do tych bombardowań dochodzi. Tym samym ograniczenia nałożone na Syrię prowadziły do tego, że pomoc, jaka tam docierała była ograniczona. Ponadto Stany Zjednoczone oraz ich sojusznicy obawiały się, że dary, które przekażą bezpośrednio władzy w Damaszku nigdy nie trafią do potrzebujących. Tym samym Syryjczycy tracili szansę na uzyskanie ciężkiego sprzętu, karetek czy wozów strażackich. Pakiet sankcji uniemożliwiłby również szybką odbudowę państwa w przyszłości. Czy jest to dobre podejście zachodu? Na to pytanie każdy powinien odpowiedzieć sobie sam. W obliczu kryzysu humanitarnego polityka powinna schodzić na dalszy plan. Niestety, rzadko kiedy tak się dzieje. Na szczęście rząd Stanów Zjednoczonych na 180 dni zawiesił z sankcji wszelkie transakcje związane z pomocą humanitarną w przypadku trzęsienia ziemi. Wydaje się jednak, że nie ma szans na pełną pomoc dla Syrii, nie kiedy u władzy w Damaszku znajduje się reżim al-Asada.

Nie można zapomnieć również o jeszcze jednej postaci, która skutecznie wykorzystuje ludzką tragedię do swoich prywatnych interesów politycznych. Tym kto najbardziej blokuje przejścia graniczne jest Rosja, która manipuluje oraz mąci, grożąc, że zawetuje pomysł otwarcia większej ilości przejść granicznych w celu pomocy Syrii. To obrzydliwa gra Putina, który pokazuje po raz kolejny swoją twarz. W momencie kryzysu u swojego sojusznika, ważniejsze dla niego są zabawy w „kotka i myszkę z Zachodem”, oraz to by żadna pomoc nie dotarła do rebeliantów walczących z Putinem oraz al-Asadem. Najnowsze doniesienia mówią o tym, że Rosja zgodzi się na otwarcie przejść tylko wtedy gdy zaakceptuje to Damaszek. Czy tak się wydarzy? Miejmy nadzieję, że tak.

Co będzie z Syrią?

Przyszłość Syrii staje pod znakiem zapytania. Trzęsienie ziemi, jakie nawiedziło ten region było na tyle ogromne, by wyrządzić bolesne i nieodwracalne szkody. Kataklizm dopadł region, który już i tak potrzebował wsparcia. W akcji ratunkowej nie pomaga pogoda. W tym momencie liczy się czas, a tego zostaje coraz mniej. O ile Turcja może liczyć na cały świat, tak Syria została pozostawiona sama sobie. Obywatele tego państwa obserwują jak reżim Baszara al-Asada oraz jego sojusznika Putina, po raz kolejny doprowadza do tego, że ich kraj zamienia się w zgliszcza. Starcia rebeliantów z rządem skutecznie odstraszają ratowników przed przyjazdem do Syrii. Nie pomaga również polityka Zachodu, która zwlekała z cofnięciem niektórych sankcji na czas pomocy ofiarom tej tragedii. Syria niknie w naszych oczach. Runęły kolejne domy, tym razem nie przez wojnę a ze względu na kataklizm. Pod gruzami znajdują się tysiące ludzi, których szansę nikną z każdą spowolnioną formą pomocy. Nie wiadomo co wydarzy się z Syrią na przestrzeni najbliższych miesięcy, nie ma jednak wątpliwości co do tego, że ta tragedia odciśnie piętno na historii tego państwa oraz całego Bliskiego Wschodu.

Pomagając Turcji nie należy zapomnieć o Syrii. Nie można być obojętnym wobec tragedii, która tam się wydarzyła. Zarówno Turcy, jak i Syryjczycy potrzebują wsparcia tak samo mocno. Nie ma podziału na lepszych i gorszych. Pod gruzami wciąż są ludzie, których w tym momencie nie interesuje polityka. Oni tylko chcą przeżyć.

Źródła: Al Jazeera, Amnesty International, Associated Press, Middle East Eye, The Washington Post